Dzisiaj polecam wam krótki film o profesjonalnej produkcji wysokiej jakości tofu w Azji. Pokazują tu też niektóre specjały, jak np.grillowany tofu lub tofu z ziołami. Tekst jest niestety tylko po chińsku, a fabryka jest w Japonii, ale chodzi tu o to by poznać jak prawdziwy, puszysty, śnieżnobiały tofu powinien wyglądać. A nie jakieś takie szaro-bure, twardawo-gumowe paskudztwa sprzedawane zbyt często w sklepach Europejskich. Prawdziwej jakości tofu nie ma dziwacznego posmaku albo zapachu, pachnie jedynie świeżością, jak świeże, białe, niekwaskowe serki.
Jeśli dobrego tofu nie dostaniecie, najbardziej mogę polecić domową produkcję. Przepisy mamy, wypróbowane i po Polsku, na przykład tutaj i tutaj. Jedyny problem to, że im lepsze lub gorsze mleko sojowe, tym lepszy/gorszy tofu wyjdzie (chyba logiczne, co nie?). Wiec ja zwykle tofu robię z mleka sojowego kupnego, takiego białego najlepszej jakości. Mleko sojowe domowej roboty może być dobre, ale do tego trzeba mieć trochę doświadczenia. Surowe ziarna soi zawierają szczególne minerały o raczej dziwnym smaku (i stąd się biorą produkty tofu złej jakości). Aby tego smaku w mleku sojowym i tofu z mleka domowej roboty uniknąć, trzeba używać specjalnej - starodawnej - Azjatyckiej metody (którą ja do dziś jeszcze nie całkiem opanowałam :/)
No wiec jak dobry tofu rozpoznać? Proste:
- Obejrzyj ten film parę razy, aż zapamiętasz
- Wydrukuj sobie parę zdjęć dobrej jakości tofu (czyli te puszyste, jak najlepszej jakości białe serki) z internetu do porównywania w sklepie
- Jak ktokolwiek usiłuje cię namawiać na kupienie lub jedzenie (normalnego, naturalnego) tofu, który ci jednak dziwnie wygląda, źle smakuje lub pachnie - nie jedz/nie kupuj i przypomnij sobie że dobry tofu w Europie jest tak nowy jak dobre sery mleczne w Azji :) Wielu blogerów Europejskich mieszkających w Azji narzeka i płacze "tak brak mi dobrych serów, tutaj to tylko paskudztwa". I tak też jest z tofu w Europie - i dlatego on tak często "nie smakuje" :/ Bo nam sprzedają złą jakość, a my jako nowicjusze myślimy że to tak ma być :/
- Najlepszy tofu to ten który (zawsze/ciągle) kupują Azjaci. Oni nie ruszą złego, bo wiedzą jak dobra jakość powinna wyglądać. Jeśli nie spotykacie Azjatów w waszej okolicy, to trzymajcie się tych pierwszych 3 punktów. Albo zaprzyjaźńcie się z kimś z Azji w internecie - doskonałych blogów Azjatyckich aż nadto (ale trzeba umieć pisać po angielsku, choć i lepiej że nie po chińsku, koreańsku albo japońsku..)
Aby tak zupełnie nie było bez przepisu, podaję jeden na szybką i tanią sałatkę z tofu (w następnym wpisie).
5 komentarzy:
Pięknie dziękuję za przyłączenie się do akcji :) informacje też się liczą! Żadnego problemu komentarzami nie zrobiłaś, wprowadziłam moderację, bo dyskusje o wyższości kebaba nad "zupą z ogóra" są dla mnie poniżej pewnego poziomu. A z dynią musisz koniecznie się przeprosić :)
Hej :) Dziękuję za odwiedziny, mój blog tylko mały i niewiele piszę.. Ale jak się ma blog bardziej popularny, to moderowanie komentarzy oczywiście z czasem staje się potrzebne :/
A ja dynie lubię (znaczy się bardzo lubię na nie patrzeć i kolory i kształty podziwiać :D). To tylko jeśli chodzi o gotowanie i jedzenie... Ja wiem że dynia to wspaniałe i zdrowe warzywo (albo i owoc?), ale:
a. Zwykle to mi za drogie jak na coś za czym u nas nikt tak nie przepada :/
b. Ciężko jest to kroić i obierać dla kogoś jak ja, który po wielu latach choroby (która ma też objawy reumatyczne) ma bardo słabe ręce (dosłownie). Już powoli robi się lepiej jak mi się zdrowie ulepsza, ale dynia należy do trudniejszych, gorsze chyba tylko orzechy kokosowe... A mąż z powodu mojej choroby pracuje na dwie osoby (on ma ogólnie góry pracy i ja bym wolała gdyby więcej odpoczywał..) i nie ma go aby mi pomógł
c. Dynie są ciężkie, to też z powodu mojej choroby jest problemem.. Tylko rzadko mąż mi w zakupach może pomagać, wiec ja kupuję to co jest lżejsze i/albo najważniejsze na co dzień :/
d. Mam taki jakiś niejadkowy "spleen" jeśli o dynie chodzi :/ Zupełnie nie wiem dlaczego, prawdopodobnie jak byłam mała ktoś mnie do jedzenia dyni zmuszał i to mi się tak nieprzyjemnie zapamiętało. U nas w domu zmuszanie dzieci do zjedzenia "co na stole" było codziennym rytuałem.. Ja to rozumiem, ale czasem to może prowadzić do późniejszych problemów z jedzeniem tego z czym się wiąże okropne wspomnienia. Ja dziś uważam, że jak dziecko nie je, to należy mu jedzenie zmienić na inne, o równej wartości zdrowotnej, albo nielubiane warzywo sprytnie w kotleciku albo naleśniku albo pierożku schować :)
Czyli innym słowem, mnie się dynie tak szybko nie polubią.. Jak tylko o dyni myślę to mi się jakoś tak mdławo robi i do dziś nic na to nie pomogło :/
bardzo mi przykro ;) ale małe rączki wyciągnęły Twój wpis
http://wegetarianka.blox.pl/2010/10/LOSOWANIE-NAGROD-FOTORELACJA.html
Już mail wysłałam, ja akurat tofu przepisy w podsumowaniu akcji studiowałam jak to losowanie się zaczęło... Wygląda na to że najlepszym sposobem na wygranie jest pisać że to nie jest takie dla mnie ważne :o) Zobaczymy co z tego będzie.. Może i wreszcie do tych dyń się ruszę..
Prześlij komentarz